20 grudnia obchodzimy Dzień Ryby. Został on ustanowiony przez Stowarzyszenie Empatia w 2003 roku. Z założenia miał on być inspiracja do działań zmierzających do ochrony ryb i uświadamiania, że są to stworzenia zdolne do odczuwania.
Ryby zamieszkują kulę ziemską od około 450-500 mln lat, ale dopiero w XXI wieku zaczęto się nimi interesować pod kątem odczuwania bólu i emocji. To stworzenia samoświadome, które mają doskonale rozwinięty mózg i zmysły takie jak dotyk, wzrok, słuch, węch (niektóre gatunki posiadają lepszy węch niż psy) i smak. Dodatkowo posiadają zmysł percepcji i wytwarzania impulsu elektrycznego oraz zmysł linii nabocznej, który informuje rybę m in. o jej położeniu. Ryby komunikują się między sobą, a swoje potomstwo otaczają troskliwą opieką. Posiadają nocyceptory, czyli receptory bólowe. Ryby reagują na nacisk, uszkodzenie tkanek, wysokie temperatury, szkodliwe substancje. Niestety brakuje im zrozumiałej dla nas ekspresji w pokazywaniu cierpienia. Pomimo wzrastającej świadomości na ten temat, ryby nadal są traktowane po macoszemu. Masowo wyłapuje się je z ich naturalnego środowiska, a ich powolne konanie przy braku przestrzeni, wody i tlenu przeliczane jest na tony. Przetrzymuje się je w akwariach, łapie na haczyk, wykorzystuje do badań naukowych.
W okresie przedświątecznym w sklepach spotykamy baseny, skrzynie czy wiadra po brzegi wypełnione karpiami. Przez sprzedawcę pakowane w worki foliowe duszą się i przechodzą niewyobrażalne katusze. Zabijane są wielokrotnie w sposób dalece niehumanitarny, jak i nieudolny, często na oczach dzieci. Karp w takich warunkach wydziela hormon stresu, czego skutkiem jest intensywna produkcja kwasu mlekowego w mięśniach. Takie mięso ma niewiele wspólnego z świeżością. Zasłanianie się wielopokoleniową tradycją też nie ma najmniejszego sensu i jest dowodem na brak podstawowej wiedzy w tym zakresie. Karpie na polskich, wigilijnych stołach zagościły na dobre za czasów komuny. W 1948 roku ówczesny minister przemysłu i handlu Hilary Minc pod hasłem „karp na każdym wigilijnym stole” zainicjował tworzenie Państwowych Gospodarstw Rybackich. Karp przyjął się doskonale ze względu na niskie koszty hodowli, dużą odporność i zdolność adaptacji do nowych warunków. To ryba, która zje prawie wszystko co znajduje się w mule, włącznie z odpadkami. Okres PRL-u to czas kiedy brakowało niemal wszystkiego, a tu pojawia się coroczna możliwość zaopatrzenia w karpia i tak z biedy i niedostatku zrodziła się tradycja, którą kultywuje się do dziś.
Przyszło nam żyć w czasach przesytu, sztucznej żywności, masowej hodowli zwierząt, do których niewątpliwe zaliczają się ryby. Możemy dokonywać świadomych wyborów, na co dzień mamy dostęp do wiedzy, która nie powinna nam ulatywać wtedy kiedy postanowimy, że tak nam jest wygodniej, albo być naciągana do naszych osobistych celów. Przestańmy kultywować bezsensowne tradycje, otwórzmy oczy i serca na cierpienie istot, które odczuwają ból jaki im zadajemy. Uczmy swoje dzieci empatii i zrozumienia dla otaczającego nas świata. Przestańmy być tylko dobrzy w teorii, bo nie to co mówimy, ale to co robimy, świadczy o nas jako ludziach.
Adrianna Jaczewska dla Fundacji FELINEUS